Alkohol: lekarstwo z przeszłości, problem teraźniejszości
Pracując w aptece często słyszę pytania o alkohol. „Pani Magister, a ta nalewka ziołowa to zdrowa?”, „A lampka...
Ponad 4000 zweryfikowanych opinii
Ostatnio dużo mówi się w Polsce o zmianach w prawie dotyczącym sprzedaży alkoholu. Coraz głośniej podkreśla się, że dostęp do trunków ma realny wpływ na zdrowie publiczne, a sam alkohol nie jest wcale tak „niewinnym dodatkiem” do życia, jak przez lata próbowano go przedstawiać.
Pracując w aptece często słyszę pytania o alkohol. „Pani Magister, a ta nalewka ziołowa to zdrowa?”, „A lampka czerwonego wina na serce to faktycznie lekarstwo?”. I zawsze wtedy wraca do mnie myśl, jak bardzo zmieniło się nasze spojrzenie na alkohol – zarówno w badaniach naukowych, jak i w podejściu państwa do regulacji.
Dlatego chciałabym Wam o tym opowiedzieć wprost – nie z podręcznika, ale z perspektywy farmaceutki, która na co dzień rozmawia z pacjentami i obserwuje, jak temat alkoholu wraca w różnych, często nieoczywistych kontekstach.
Jeszcze w XIX wieku w aptekach sprzedawano różne „eliksiry” na bazie alkoholu. Były wina z chininą na malarię, gin polecany „dla trawienia” czy wzmacniające nalewki ziołowe. Alkohol świetnie rozpuszczał związki roślinne, więc aptekarze wykorzystywali go jako nośnik substancji aktywnych.
Problem w tym, że pacjent często dostawał w buteleczce więcej procentów niż rzeczywistych składników leczniczych. Efekt? Czuł się „zdrowszy” – bądź weselszy.
Z dzisiejszej perspektywy wiemy jedno: etanol jest toksyną. Każda dawka wpływa na organizm. Nie chodzi tylko o wątrobę – choć jej obciążenie jest oczywiste.
Paracelsus miał częściowo rację. W przypadku alkoholu granica między dawką „przyjemną” a toksyczną jest bardzo cienka. Wystarczy, że organizm ma gorszy dzień, jesteśmy odwodnieni albo bierzemy leki – i ta sama ilość, która kiedyś „relaksowała”, dziś może szkodzić.
Często spotykam młode osoby, które mówią: „Piję tylko okazjonalnie, na imprezie, to nie szkodzi”. Warto pamiętać: organizm reaguje od pierwszego kieliszka.
Dodatkowo:
Alkohol postarza szybciej niż słońce. Nasilony stres oksydacyjny niszczy kolagen i elastynę, co prowadzi do wiotkości skóry i głębszych zmarszczek.
Picie a hormony. Nawet niewielkie ilości mogą zaburzyć równowagę hormonalną – u kobiet wpływają na estrogeny, u mężczyzn obniżają testosteron. Skutki? Łatwiejsze przybieranie na wadze, spadek libido, przewlekłe zmęczenie.
Alkohol a mikrobiom jelitowy. Rozregulowanie flory bakteryjnej osłabia odporność, wpływa na nastrój i zwiększa podatność na stany zapalne.
„Glow” czy „grey skin”? Po kieliszku wina cera może wyglądać rumiano, ale to efekt krótkotrwały. Regularne picie kończy się ziemistym odcieniem skóry i pajączkami.
W aptece nadal znajdziesz preparaty z niewielką ilością alkoholu. Najczęściej są to nalewki ziołowe czy syropy, gdzie etanol pełni rolę rozpuszczalnika lub konserwantu. Ale pamiętaj – to nie alkohol leczy, tylko zawarte w nim substancje czynne.
Kiedy ktoś pyta: „Pani Magister, czy alkohol to lekarstwo czy trucizna?”, odpowiadam jasno:
? Alkohol nie jest lekarstwem. To toksyna, którą dawniej wykorzystywano w aptece, bo brakowało lepszych metod ekstrakcji ziół. Dziś mamy wiedzę i technologie, które pozwalają czerpać z roślin i leków to, co najlepsze – bez procentów.
Dla zdrowia, urody i samopoczucia – naprawdę warto ograniczać alkohol do minimum.
Zaloguj się, aby dodawać komentarze